Nazwiska Piecha nie zapomnę

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 17/2024

publikacja 25.04.2024 00:00

Zmarł Ślązak, w którego domu nocował młody ksiądz Karol Wojtyła w czasie swoich wizyt we wsi Stodoły. Dziś to dzielnica Rybnika. Pan Grzegorz urządził tam Ojcu Świętemu izbę pamięci. Od jednego ze zwiedzających niespodziewanie dowiedział się też o losie i ostatnich chwilach… swojego własnego ojca.

Bohater tekstu z żoną Małgorzatą w 2014 r. przed domem, w którym gościł przyszły papież. Bohater tekstu z żoną Małgorzatą w 2014 r. przed domem, w którym gościł przyszły papież.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Grzegorz Piecha zmarł 22 marca 2024 roku. Miał 82 lata. Był emerytowanym kolejarzem.

Dlaczego młody ksiądz Karol Wojtyła przyjeżdżał w wakacje do Stodół, małej, leżącej na uboczu wsi, gdzie nie było ani asfaltowych dróg, ani elektryczności? Otóż przez 11 lat w tutejszej szkole pracowała jako nauczycielka i bibliotekarka jego jedyna ciocia Stefania Wojtyła.

Zajmowała ciasne mieszkanie na poddaszu szkoły, więc nocleg dla bratanka załatwiła u zaprzyjaźnionej gospodyni ze Stodół Anny Piechowej. „Jak moja mama usłyszała, że tym bratankiem jest »polski ksiądz od Krakowa«, to mu ten najlepszy pokój przygotowała” – wspominał Grzegorz Piecha w 2014 r. w rozmowie z „Gościem Katowickim”. „Był u nas dwa albo trzy razy. Za pierwszym razem przyprowadziła go jego ciocia. Przy następnej wizycie już sam do nas przyszedł, jak do swoich” – relacjonował.

Według historyka Marka Szołtyska, ksiądz Karol Wojtyła przyjeżdżał do Stodół po swoim powrocie ze studiów w Rzymie, w latach 1948–1952. Czasem grał tu szmacianą piłką z chłopakami – Grzegorzem i Konradem. Najczęściej jednak zwiedzał okolicę – wychodził rano, wracał wieczorem. Korzystał z dworca kolejowego w Rybniku; podobno pojechał zwiedzić m.in. Racibórz. Zapewne był też w Rudach, w ruinach spalonego przez Sowietów opactwa cystersów. W 1948 r. trwała tam jeszcze odbudowa wspaniałego, gotyckiego kościoła, ale od 1950 r. znów były tam odprawiane Msze Święte. Dziś to bazylika i sanktuarium Matki Bożej Pokornej; Stodoły należą właśnie do tej parafii.

A wom sie nie chce!

Pani Piechowa zawsze mówiła o ks. Wojtyle po śląsku „mój Karliczek”. Wraz z synami ogromnie cieszyła się, gdy został biskupem i kardynałem. Dożyła też jego wyboru na Stolicę Piotrową w 1978 roku. Pan Grzegorz również ocierał tego dnia łzy szczęścia, ale… nikomu się nie pochwalił, że papież nocował w jego starym domu. Uznał, że i tak nikt mu w to nie uwierzy. „Dopiero wiele lat później ksiądz proboszcz sam się o tym dowiedział i do nas przyszedł, a potem to już o tym napisał w książce Marek Szołtysek” – powiedział nam.

Rodzina Piechów mieszka dziś w nowszym domu, wybudowanym tuż obok. Wnętrzu starego, odwiedzanego przez przyszłego papieża, Grzegorz Piecha przywrócił w dużej mierze wygląd z lat 40. i 50. XX wieku. „Tutaj były drzwi z szybką, przez które razem z moim bratem Konradem go podglądaliśmy” – pokazywał. „I co zobaczyliście?” – dopytywał dziennikarz „Gościa”. „Ksiądz Wojtyła leżał krzyżem na podłodze. Powiedzieliśmy o tym naszej mamie, a ona: »Widzicie? Młody ksiądz sie modli na znak krzyża, a wom sie nawet na klynczkach nie chce«”.

Z czego bydymy żyć?!

Pan Grzegorz zawiesił na ścianach obrazy, które kiedyś wisiały w tamtym miejscu. Przyniósł je ze strychu. To oleodruki z polskimi napisami, powstałe na przełomie XIX i XX w. Podobno ksiądz Wojtyła zdziwił się, widząc je na ścianie tego śląskiego domu, po niemieckiej stronie przedwojennej granicy. Jest wśród nich wizerunek z podpisem „Cudowny Obraz Matki Boskiej w Kalwaryi Zebrzydowskiej”.

„Przed oryginał tego obrazu Karola Wojtyłę po śmierci jego mamy zabrał ojciec. Szli do Kalwarii Zebrzydowskiej pieszo. Tam ojciec powiedział Karolowi, że od tej chwili to jest jego Mama. Pewnie zrobiło na papieżu jakieś wrażenie to, że ten obraz znalazł nawet tutaj, w Stodołach, gdzie państwa polskiego nie było przez 600 lat” – przypuszczał gospodarz.

Grzegorz Piecha dokładnie zapamiętał poranek, podczas którego ks. Wojtyła był w ich domu po raz ostatni. Ich gospodarstwo zostało wtedy dotknięte przez powódź. Rzeczka Ruda zalała Piechom całe pole. Wystawały tylko górne części łodyg z kłosami. „Woda przyszła nawet na nasze podwórko, aż pod próg. Oma i opa, czyli moi dziadkowie, rozpaczali: »Tragedia! Z czego bydymy żyć?!«. Płakaliśmy” – wspominał.

Przyszły papież pakował wtedy plecak i zbierał się na pociąg. „Pobłogosławił mnie, brata i dorosłych domowników przez zrobienie nam krzyżyków na czołach. A potem stanął na progu i pobłogosławił tę wodę” – pan Grzegorz, naśladując Ojca Świętego, w czasie rozmowy z „Gościem” nakreślił w powietrzu znak krzyża. „No i poszedł z plecakiem na pociąg do Rybnika. A u nas woda cofnęła się do koryta w ciągu 24 godzin, do następnego ranka. Zboże częściowo wyległo, a częściowo stało. Było strasznie szlamem obłocone. To się działo letnią porą, więc żniwa były wkrótce potem. Ja goniłem konia przy geplu, czyli kieracie, a dziadek ładował do niego zboże. Strasznie się kurzyło z powodu tego wodnego szlamu. Ale okazało się, że my namłócili dwa razy więcej zboża niż w inne lata! Co my świń, bydła nachowali z tego ziarna, to się w głowie nie mieści!” – wspominał.

Bydzie Ponbóczkiem?

Pan Grzegorz zapamiętał też, jak Stefania Wojtyła mówiła jego mamie: „Pani Piechowa, ja czuję, że z mojego Lolka coś będzie”. – W naszej szkole każdy nauczyciel miał swoje przezwisko. O pani Wojtyle mówiliśmy „Papuga”. Kiedy o tym rozmawiała z moją mamą, nie rozumiałem jej. Myślałem: „Co ty, Papugo, opowiadasz? Co z niego mo jeszcze być, jak on już jest księdzem? Ponbóczek?” – mówił. „Ponbóczek” to po śląsku Pan Bóg.

Kiedy Karol Wojtyła został w 1958 roku biskupem w Krakowie, jego ciocia wyjechała ze Stodół i została jego pierwszą gospodynią. Zmarła w 1962 roku.

Dzisiaj przed domem Piechów przy ul. Stalowej w Rybniku-Stodołach stoją krzyż i mały pomnik, a do ściany jest przymocowana pamiątkowa tablica. Pan Grzegorz pokazywał swój dom każdemu, kto chciał go zobaczyć. Dzięki temu dowiedział się o losach jednej z najbliższych dla siebie osób.

Pochowałem ci ojca

Kiedyś przy jego płocie zatrzymał się starszy pan Ignacy Serwotka z Wodzisławia Śląskiego. Był on na rodzinnej imprezie w stojącej obok restauracji i wyszedł na spacer. Pan Grzegorz akurat był na podwórku. Między mężczyznami wywiązała się przyjazna pogawędka, głównie o Janie Pawle II. Pan Piecha w pewnym momencie wspomniał, że wychował się bez ojca, który był jedną z ofiar Tragedii Górnośląskiej. Chodzi o wywózkę ok. 50 tysięcy Ślązaków, głównie mężczyzn, do niewolniczej pracy na Wschodzie. Wielu z nich nie wróciło.

„A jak się nazywał?” – zainteresował się Ignacy. „Piecha” – odpowiedział gospodarz.

„Ale jaki Piecha?” – dopytywał starszy pan. Dowiedział się, że chodzi o Pawła Piechę. Zadał jeszcze kilka dodatkowych pytań, a potem oświadczył: „Ja z nim byłem w jednym obozie. Ja z nim mieszkałem w jednym baraku. Ja go pochowałem”.

Grzegorz Piecha i jego mieszkający w Raciborzu brat Konrad dzięki temu niespodziewanie dowiedzieli się o losie swojego ojca i jego ostatnich chwilach. O tym, że ojciec uplótł sobie różaniec ze sznurka i dużo na nim się modlił. Podobno czuł, że już do swojej żony i synów nie uda mu się wrócić. Miało to miejsce w Makiejewce w Donbasie. Pracowali po 12 godzin dziennie. Najgorsze były jednak „nadgodziny”, kiedy ponownie wywoływano np. czterdziestu z nich na pięć godzin rozładunku wagonów ze zmrożonym węglem dla kombinatu koksochemicznego. Na sen zostawały trzy godziny. A rano kilku następnych znów trzeba było przygotować do pochówku.

Jednej z takich nocy zmarł Paweł Piecha. Ignacy Serwotka leżał wtedy na pryczy obok niego.

Piecha i Sa-pieha

Pani Anna Piechowa przez całe życie wspominała, że „mój Karliczek” powiedział jej kiedyś: „Ja nazwiska Piecha nie zapomnę, bo mnie na księdza wyświęcił Sapieha”. I rzeczywiście nie zapomniał.

W 1999 r. Grzegorz Piecha był w delegacji witającej Jana Pawła II na lotnisku w Gliwicach. Trzymał obraz Matki Bożej Rudzkiej. „Papieżowi wcześniej wspomnieli, że będzie ktoś ze Stodół. I na lotnisku w Gliwicach biskup gliwicki Jan Wieczorek mnie przedstawił: „Ojcze Święty, pan Piecha ze Stodół”. Klęknąłem, całowałem pierścień, a papież mnie objął i zapytał: „50 lat temu, prawda?”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.